Archiwum | Gotowanie RSS feed for this section

It all begins with breakfast

21 Sier

Wszyscy ciągle powtarzają, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia. Zapewne mają rację. Nie zmienia to jednak faktu, że rano jestem kompletnie nie do życia i wszystko zajmuje mi wiele więcej czasu niż normalnie. Z okazji wakacji, postanowiłam jednak spróbować i poza poranną kawą na szybko stworzyć coś prostego i  pysznego, co by jej towarzyszyło.

WERSJA PIERWSZA – owocowa bomba

SKŁADNIKI:

  • 350g truskawek
  • 6 łyżek jogurtu naturalnego
  • garść malin
Wystarczy wyżej wymienione składniki wrzucić do blendera i miksować aż będzie w miarę gładkie. Starczy na 4-5 porcji w kieliszkach jak na zdjęciu.
Ja, żeby nie był to zwykły koktajl postanowiłam zaszaleć – 2 łyżki mieszanki, warstwa borówek amerykańskich, 2 łyżki mieszanki, warstwa borówek itd. Do tego pokroić pomarańczkę, dorzucić winogrona – tak naprawdę mogą to być jakiekolwiek owoce, które akurat będą pod ręką.
Po takim śniadaniu, poczucie lekkości i bomba pozytywnej energii gwarantowane 🙂
WERSJA 2 – TOSTY FRANCUSKIE PO MOJEMU
Po mojemu z prostej przyczyny – ciągle słyszę czy czytam o tostach francuskich i wiem niby mniej więcej co to, ale nigdy nie robiłam, więc nie wiem czego się tak naprawdę używa. Oto co ja zrobiłam (było pod ręką i nie zajęło wiele czasu)
SKŁADNIKI:
  • pieczywo tostowe (ja preferuję pełnoziarniste albo grahama)
  • mleko
  • cukier trzcinowy (ja użyłam Demerara)
  • cynamon
Pieczywo maczamy leciutko w mleku, następnie w mieszance cukru i cynamonu. Wrzucamy na suchą (bez oliwy masła czy czegokolwiek) i podgrzaną patelnię, grzejemy z obu stron aż się zarumienią.
Tosty same w sobie są pyszne i, w zależności od ilości użytego cukru, mogą mogą być bardzo słodkie. Wówczas Jako dodatek pasuje do nich tylko dżem domowej roboty (te od mojej babci są znacznie mniej słodkie niż w sklepie i idealnie zgrywają się z tostami). Ale mój poranny gość wykorzystał również syrop klonowy i miód z pasieki znajomych, przegryzając pomarańczkami.Kolejna bomba pozytywnej energii o poranku, tyle że ze względu na cukier mniej zdrowa.Polecam obie wersje – szybkie, łatwe, przyjemne i dają odpowiedniego kopa żeby miło spędzić cały dzień !

Pizze Naan na deszczową pogodę

20 Lip

Marks&Spencer na dziale z żywnością zawsze kryje coś ciekawego. Podczas mojej ostatniej wizyty tam wpadły mi w ręce Chlebki Naan. Kupiłam je w zasadzie bez konkretnego celu innego niż „kiedyśtam je zjem”. Dzisiejsza ulewa spowodowała moje kompletne rozleniwienie a co za tym idzie zalegnięcie na kanapie i przeglądanie książek kucharskich. Czerpiąc z nich inspirację skoczyłam do pobliskiego sklepu nabyłam trochę składników i tak z mieszanki wszystkiego powstały mini pizze na poprawę humoru.

SKŁADNIKI:

  • 2 chlebki Naan
  • 2 łyżki oliwy
  • jedna cebula  (najlepiej z dymki, nieduża)
  • ząbek czosnku
  • 1 duży pomidor (znalazłam ostatnio na bazarku takie naprawdę wielkie) lub 2 małe
  • 2 pieczarki
  • garść szpinaku
  • 25 g świeżo startego Pecorino
Na patelni rozgrzać 2 łyżki oliwy i podgrzewać na nich drobno posiekaną cebulę aż się zeszkli. Dodać do tego zmiażdżony ząbek czosnku i pokrojonego w kostkę pomidora i niech się podgrzewa (wręcz trochę poddusza) przez ok 10 min. W tym czasie myjemy szpinak, obieramy i kroimy w plasterki pieczarki i nastawiamy piekarnik na 200 stopni. Pomidorowy miks przyprawić (ja zrobiłam to solą, pieprzem, tymiankiem i bazylią bo akurat były pod ręką). Na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia położyć dwa chlebki. Wylać na nie pomidorową mieszankę, przykryć pieczarkami a następnie szpinakiem. Piec ok 5 min. Wysunąć, posypać serem, następnie piec póki on się nie roztopi czyli chwilkę.

ENJOY!

 

PS
Prawdziwi smakosze pizzy mogą dodać więcej sera (plasterki Edamskiego też wystarczą)

Berlin stories

28 Sty

Każdy z nas ma takich znajomych, których poznał na obozie językowym czy czymś podobnym. Chodzi mi o tych znajomych z zagranicy, z którymi wymienimy się adresami mailowymi, mamy ich na facebook’u, ale tak naprawdę nie utrzymujemy z nimi kontaktu. Otóż jak poznałam G., jego braci i w zasadzie całą rodzinę, myślałam że z nimi będzie tak samo. Na szczęście się myliłam. Wielokrotnie spotykaliśmy się już w różnych miejscach na świecie, w ich państwie, moim, gdzieś pomiędzy. Ostatnio G. spędził 3 miesiące w Berlinie, w mieszkaniu pary emerytowanych profesorów, którzy na pół roku wyjechali do Hiszpanii, a ich córka zaproponowała mu nocleg.

Schoneberg to najpiękniejsza dzielnica w Berlinie i generalnie mieszkać tam byłoby niesamowicie. Ale o tym wszystkim zapewne opowiem kiedy indziej.

Na chwilę obecną chodzi o Risotto, które tam z G. stworzyliśmy i które dzisiaj ugotowałam i sobie.

Składniki:

  • oliwa (jak zwykle – raczej na oko)
  • 2 łyżki masła
  • cebula (spora)
  • 2 ząbki czosnku
  • 200 – 250g ryżu na risotto*
  • 2 kieliszki białego wytrawnego (ewentualnie półwytrawnego) wina
  • ok. 0,5l bulionu (ale tak naprawdę nigdy nie wiadomo ile się użyje, wszystko zależy od ryżu)
  • ok. 40g sera koziego**
  • 70g szpinaku***
  • trochę parmezanu lub innego sera do posypania (można tu ponownie użyć tarty kozi ser)

Posiekajcie cebulę, wyciśnijcie czosnek. Na patelni rozgrzejcie oliwę, dodajcie masła. Dorzućcie cebulę i czekajcie aż się zeszkli. Potem dodajcie wyciśnięty czosnek (w tej kolejności, nie innej, bo zbyt zesmażony czosnek nie nadaje się do niczego). Przykręćcie trochę kuchenkę (gazową, elektryczną, jakąkolwiek – chodzi o to żeby było mniej gorąco). Wrzućcie ryż na patelnię  i mieszajcie, aż stanie się szklisty (trzeba uważać, żeby się nie usmażył za bardzo). Zalejcie winem i czekajcie, aż ryż go wchłonie. Nie zapominajcie cały czas mieszać. Następnie stopniowo zalewajcie bulionem – najlepiej wlać chochlę, poczekać aż się wchłonie, dodać następną i tak póki ryż nie stanie się miękki i idealny do jedzenia.

Dodajcie umyty, pokrojony (nie posiekany, żeby kawałki nie były zbyt małe). Utrzymujcie bardzo słabo podgrzaną patelnię, dodajcie szpinak, mieszajcie. Po chwili dodajcie starty kozi ser. Podkręćcie trochę grzanie, pomieszajcie, czekając aż się roztopi.

Jeśli chcecie możecie dodać i sól i pieprz i inne przyprawy, ale szczerze? Są zbędne.

*Ja używam Arborio

**Suchy. Najlepiej taki w plasterkach, ma idealny smak. Zamiast niego można też użyć parmezan, ale lepszy i ciekawszy jest ser kozi

*** Najlepiej świeży (nawet w środku zimy można go dostać pod Halą Mirowską)

Wyższość zakupów pod Halą Mirowską

25 Sty

Dawno nie miałam czasu na porządne gotowanie i zakupy. W końcu się zebrałam, pojechałam pod Halę Mirowską i uświadomiłam sobie, że nie ma lepszej terapii odstresowującej. Tam, porządne, świeże składniki, które w supermarketach i innych większych sklepach znane są jako „ekologiczne” i trzy razy droższe, mają normalną cenę i są jedynymi do dostania. Tylko brak większego środka transportu powstrzymał mnie przed wykupieniem wszystkiego co znalazłam. Czysta przyjemność – kupić świeży, prawdziwy, porządny szpinak. Nie taki jak w plastikowych torbach spotkamy na półkach supermarketów. Swieże zioła, szparagi, pieczywo, parę rodzajów pomidorów…  wszystko czego dusza zapragnie. Polecam!

I oficjalnie stwierdzam wyższość zakupów pod Halą Mirowską nad każdymi innymi

 

Historyjka obrazkowa

23 Sty

Zdjęciowe uzupełnienie ostatniego postu

1. Bakłażan w mleku

2. Krojenie cukinii

3. Do patelni

4. I gotowe!

 

Obiad na szybko na żywo

19 Sty

Właśnie postanowiłam stworzyć obiad na szybko. Jako że jestem w absolutnym niedoczasie muszę naprawdę na szybko przyrządzić cokolwiek. Nie chciałam, żeby to było takie absolutne cokolwiek, bo ostatnio mam wiecznie mało czasu na gotowanie i jem byle co. Przy okazji uznałam, że podzielę się relacją. (Zdjęcia potem)

SKŁADNIKI
Sól
Pieprz
Makaron (dodajcie według własnego życzenia, ja lubię dużo ;])
Bakłażan
Cukinia
2 ząbki czosnku
ok. 2 łyżki oliwy (ja zawsze polewam na oko)
50g startego twardego sera koziego (ja ścierałam bezpośrednio do patelni)
Garść ziół (najlepiej świeże mięta i oregano, ale bazylia też by mogła być)

Zagotować wodę na makaron! (hint: jeśli naprawdę Wam się spieszy – podgrzejcie wodę w czajniku elektrycznym, jednocześnie gotując jej minimalną ilość w garnku. Potem zagotowaną z czajnika dodajcie do garnka, przykryjcie i w sekundę gotowe)
A następnie ugotować sam makaron

16:45
Pokroić bakłażana w plastry, zalać mlekiem (hint: mleko powoduje, że podsmażony bakłażan nie jest gorzki!). Pokroić cukinię w kostki
16:50
Na patelnię (woka) wlać oliwę, wrzucić na nią cukinię i bakłażana.
16:57
Do ww. składników dodać wyciśnięty czosnek (lub posiekany – jeśli nie macie wyciskarki)
17:00
Dodać zioła, sól, pieprz
17:03
Dodać połowę sera koziego
17:05
Dodać makaron
Posypać resztą sera i ENJOY!

Christmas joy

30 Gru

Trochę po świętach i trochę inaczej.

Co roku wymyślanie prezentów przysparza masy problemów. Tym razem, z bardzo kruchym budżetem, uznałam że nie będę szaleć.  Moim najbliższym znajomym wręczam coś prosto z serca – pyszne muffinki, a notoryczny brak czasu sprawił, że zostaną nimi obdarowani już po świętach. Ale przecież to nie data wręczenia anie cena liczą się w prezencie najbardziej a intencje. Muffinki są zebraniem różnych przepisów wykorzystywanych przez lata i niestety eksperymentując dodałam trochę za mało proszku do pieczenia i nie wyrosły, ale smak na tym nie ucierpiał. Jeśli komuś bardzo zależy na wzroście babeczek, proponuję dodanie 2 łyżeczek sody oczyszczonej (zamiast proszku). A więc…

SKŁADNIKI:

  • 200g mąki
  • 60g brązowego cukru
  • 3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • szczypta soli
  • 2 jajka
  • 150g kefiru
  • 8 łyżek oleju z orzechów włoskich
  • 2 banany (rozgnieść je na paćkę na talerzyku)
  • 80g suszonej żurawiny (tej co wygląda jak rodzynki)
  • 50g posiekanych orzechów włoskich
  • 60g białej czekolady (posiekajcie ją lub pokrójcie w kosteczki lub kupcie od razu takie „dropsy czekoladowe” produkowane przez firmy tworzące ozdoby do wypieków)

THE WAY TO MAKE IT:

Nastawić piekarnik na 200 stopni.

Zmieszać mąkę, cukier, proszek, sól. Jajka lekko ubić z kefirem i olejem. Połączyć obie porcje składników. Dodawać stopniowo banany i całą resztę.

Wleć ciasto w formy i piec przez ok. 25 min. albo póki babeczki lekko się zarumienią.

Gotowe, wystygnięte popakować w papier kolorowy, przewiązać kokardą i obdarować wygłodniałych przyjaciół. Moi byli przeszczęśliwi, mam nadzieję że innym (nawet tym po porostu poczęstowanym) muffiny też posmakują.

Wesołych poświąt!

When everything goes wrong go right

14 Paźdź

czyli magia Comfort Food.

(the term refers to foods consumed to achieve some level of improved emotional status, whether to relieve negative psychological affect or to increase positive)

Wiem wiem, trzeba ograniczać kalorie, sole, tłuszcze itp. Posiadam książkę Cook Yourself Thin i czytałam sporo o niskokalorycznych potrawach i wiem, że niektóre z kobiet (bo zauważcie, że tylko kobiety wpadają na pomysły odchudzania przez zmiany w jedzeniu) wierzą, że istnieje coś takiego jak niskokaloryczne comfort food. Ja jednak stwierdzam, że cała idea polega na tym, żeby było lepiej, bez zastanawiania się ile węglowodanów spożywamy.

Toteż moje Comfort Food na dzisiaj:

Składniki:

  • ok. 130g sera carskiego z Hajnówki*
  • ok. 130g makaronu penne
  • 3 łyżki oliwy z oliwek
  • ząbek czosnku
  • pomidor
  • garść świeżego oregano

Zagotować wodę na makaron, posolić łyżeczką soli (HINT: woda gotuje się szybciej nie posolona, sól można dodać tuż przed wrzuceniem makaronu). Pokroić pomidora i ser w kostki, posiekać czosnek. Gdy woda się zagotuje wlać do niej łyżkę oliwy i wsypać makaron. Jednocześnie w rondelku rozgrzać resztę oliwy, wrzucić na nią czosnek i po chwili dodać pomidora (pilnujcie, żeby czosnek się nie przysmażył, bo wtedy będzie gorzki!). Na koniec ser. Odcedźcie makaron jak będzie al dente. Niestety nie jestem w stanie powiedzieć po ilu dokładnie minutach to się stanie, bo każdy makaron działa inaczej. Chodzi o to żeby był twardawy, nie rozgotowany. Taki jest najlepszy. Makaron odcedźcie, przerzućcie do miski, talerza, korytka, czegokolwiek (HINT: najlepiej przelać z nim trochę wody z gotowania, ona wsiąknie w makaron i będzie jeszcze pyszniejszy). Dołożyć zawartość rondelka, wymieszać dodać oregano.

Smacznego!

Porcja na: 1 wygłodniałą osobę, 2 mniej głodne.

Niestety większość ilości jest „na oko” bo zazwyczaj jak nachodzi mnie ochota na Comfort Food, moje rozdrażnienie nie pozwala mi sprawdzać dokładnie wag. Oliwę wlewam prosto z butelki, makaronu gotuję tyle ile się wsypie, a sera kroję tyle ile się nawinie. Tym razem się starałam, więc powinno być ok.

* Ser Carski z Hajnówki, najlepiej smakuje kupiony w Hajnówce (nie wiem jakim cudem, kupiony gdziekolwiek indziej smakuje gorzej). Szukajcie go w Piotrze i Pawle, Markpolu tudzież Almie lub na targach żywnosci regionalnej w Blue City. Ale taką wersję bez dziur i kruchą.